środa, 5 października 2011



Jak  sprowadzić dobry samochód z Niemiec? - cz. 1



Temat wydaje się nie wyczerpany, zależny od cierpliwości i nakręcany przez media. Wiadomo, że głośne sprawy z oszustami przyciągają zainteresowanie znudzonej publiki, która jak to w Polsce lubi sobie ponarzekać. Jedni twierdzą, że warto kupować tylko od znajomego. Inni, że z polecenia, jeszcze inni, że obecnie najlepiej jeździć rowerem. Każdy z nich ma po trosze racji. Do tekstu dołączam ładne zdjęcia niemieckich aut - tak będzie miło dla oka :).



Ja skupie się jednak na kwestiach formalnych i obowiązkach jakie musi wypełnić osoba sprowadzająca samochód z EU (opisuję przykład z Niemiec). Wiadomo, że różnie może się dziać w różnych urzędach, wiele kwestii jest zależnych od dobrej woli urzędnika. Jednak nie zależnie od miejsca w jakim mieszkamy jesteśmy przez prawo zobligowani do przedstawienia całkiem pokaźnej ilości dokumentów.

  1. Jedziemy po samochód, lub zlecamy to sprawdzonej firmie (sprawdzonej, czyli z polecenia). W pierwszym przypadku nastawiamy się na co-najmniej tygodniową wycieczkę za zachodnia granicę, z tłumaczem, lub znajomością języka w kieszeni. Ta ostania jest nam niezbędna, ponieważ Niemcy, pomimo tego, że ludzie uczeni nie są skorzy do rozmowy w innym niż ojczysty języku. A co ważne, rodowici Niemcy rzadko zajmują się handlem. Częściej w komisach spotykamy przyjaciół narodowości rosyjskiej/ jugosłowiańskiej/ tureckiej. Język niemiecki będzie nam również potrzebny, aby załatwić formalności w urzędzie – o czym później. W drugim przypadku dzwonimy do firmy, która zajmuje się sprowadzaniem samochodów z zagranicy i jej zlecamy znalezienie auta. W ramach bezpieczeństwa nigdy nie płacimy z góry za formalności, które mają być załatwione. Najczęściej firmy takie maja kontakty w Niemczech, przywożą samochód na swój koszt , a w Polsce zajmują się papierologią w urzędach.
  2.  Znaleźliśmy ogłoszenie. Tu znów mogą nas oszukać, lub znajdziemy auto marzeń.   Skupmy się na tej drugiej opcji, bo oszuści, to temat na osobny dział z artykułami w książce pt. „ Oszuśći”. Aby jednak na pewno nie dać się nabić w butelkę, powinniśmy się wystrzegać paru kwestii:

  • Jeżeli sprzedający nie pozwala, na zawiezienie samochodu do mechanika na przegląd, to od razu mu ładnie podziękujmy.
  • Jeżeli numer VIN (czyli Vehicle Identification Numberpotocznie NUMER NADWOZIA, możesz sprawdzić tu: KLIKNIJ) nie jest zgodny z numerem na umowie/w briefie, to podziękujemy naszemu sprzedawcy jeszcze ładniej – auto może być kradzione, a Policja z chęcią się tym zajmie i prasa będzie miała o czym pisać).
  • Jeżeli sprzedający twierdzi, że samochód jest bezwypadkowy, a szyby mają różny numer seryjny, powinno to wzbudzić nasze podejrzenia (KLIKNIJ, JAK SPRAWDZIĆ AUTO). Nie musi to od razu oznaczać, że samochód uległ jakiemuś poważnemu wypadkowi, ale skoro tylko ktoś miała pecha i kamyczek na drodze porysował szybę, lub jakiś małolat rozbił ją cegłą, to dlaczego nie napisać tego w ogłoszeniu?
  • Zanim udamy się w drogę, sprawdźmy koniecznie opony, bo Policja lubi karać za ich zużycie, jak sprawdzić opony: KLIKNIJ.

    3.Znaleźliśmy już nasze wymarzone autko. Podpisujemy z Właścicielem umowę kupna sprzedaży (KAUFVERTRAG für ein gebrauchtes Kraftfahrzeug,). W komisie dostajemy rachunek. I teraz uwaga: Niemcy nie potrzebują przedstawiać w urzędach umowy kupna sprzedaży. U nas jest ona niezbędna do załatwienia czegokolwiek. Dokładnie sprawdźmy wszystkie dokumenty i numery, sprawdzajmy literówki. Nie chcemy przecież jechać ponownie do Niemiec, aby poprawiać jakiś mały błąd. Posiadanie dwujęzycznej umowy nie zwalnia z obowiązku sprawdzenia jej przez tłumacza przysięgłego i opatrzenia odpowiednią pieczęcią.

    4. Zanim jednak opuścimy zachodnią granicę i powrócimy na łono ojczyzny musimy udać się do Urzędu Niemieckiego w celu zakupu tablic czasowych. Uwaga: Urzędy niemieckie pracują sprawnie, ale w godzinach 8.00 do 12.00 (co w praktyce oznacza, że o 11.30 nie wejdziesz już nawet zapytać o godzinę). Ceny tablic to 12 EUR, ale aby je nabyć musimy mieć ubezpieczenie samochodu – często różnice w cenach wynoszą nawet 50- 130 EUR, i różnią się w zależności od wielkości miasta, w którym je wykupujemy. Tablice takie wydawane są na okres 5 dni (żółte), lub 30 dni (czerwone) na podstawie przedstawionych dokumentów samochodu: brief (dokument samochodu z wbitą pieczątką wyrejestrowująca samochód na terenie Niemiec), TUV (czyli znany i lubiany przegląd), oraz ubezpieczenie na 5 lub 30 dni (w zależności od tego, jakie tablice chcesz kupić). 
    I teraz uwaga – w zależności od tego, jakiego miłego Pana policjanta spotkasz na swojej drodze może się okazać, że według niego tablice żółte obowiązują jedynie na terenie Niemiec! Tablice czasowe przestają być ważne w dniu określonym na tablicy. Są bardzo dobrze widoczne z daleka, przyciągają wręcz zainteresowanie Panów policjantów. Dlatego, jeżeli nie dysponujemy drugim samochodem warto przemyśleć zakup tablic miesięcznych.

    5. No to w drogę i tu jeszcze jedna ważna uwaga. Na niemieckich drogach nie ma tylu znaków, co u nas. Niemcy są właściwie w znaki ubodzy, jednak przestrzegają przepisów, ponieważ ich nie przestrzeganie karane jest surowo. Na autobahnie można dawać bez ograniczeń, ale w mieście 30 km/h oznacza 30 (zwłaszcza w okolicach szkół). Radary jeżeli występują, to działają, a próba przekupienia policjanta kończy się aresztowaniem.


    Część pierwsza tu się skończy, zapraszam, do przeczytania części drugiej.